wtorek, 23 września 2014

Córka faraona



http://dramachicks.wordpress.com
 Nuala Ní Dhomhnaill 
 (ur.1952)

Irlandzka poetka. Urodzona w Lancashire w Anglii. Wychowana w Irlandii w Dingle (hrabstwo Kerry) oraz w Nenagh (hrabstwo Tipperary), w obszarze irlandzkojęzycznym (Gaeltacht). Tworzy wyłącznie w języku irlandzkim (gaelickim). Przekłady jej wierszy zawdzięczamy takim znanym poetom i poetkom irlandzkim jak Seamus Heaney, Paul Muldoon, Medbh McGuckian, Eiléan Ní Chuilleanáin czy Ciaran Carson.



Jej wiersze przebyły długą drogę. Tak długą jak nadzieja w jej wierszu "W kwestii języka":



W kwestii języka

Kładę nadzieję na wodzie
na dnie łódeczki
języka, jakbym kładła
niemowlaka

w kobiałce splecionej
z kosaćcowych liści,
której spód pokryto 
smołą i bitumem,

a potem puszczam ją z prądem
przez porastające brzeg
wielkiej rzeki
turzyce i papirusy,

żeby ją wody poniosły,
choć nie wiem, gdzie osiądzie,
być może na kolanach
córki faraona 

Przekład: Jerzy Jarniewicz (według przekładu Paula Muldoona)
Źródło: "Sześć poetek irlandzkich", wyd. Biuro Literackie, Wrocław 2012.



The Language Issue

I place my hope on the water
in this little boat
of the language, the way a body might put
an infant

in a basket of intertwined
iris leaves,
its underside proofed
with bitumen and pitch,

then set the whole thing down amidst
the sedge
and bulrushes by the edge
of a river

only to have it hither and thither,
not knowing where it might end up;
in the lap, perhaps,
of some Pharaoh's daughter.


Przekład: Paul Muldoon
Źródło: Pharaoh's Daughter, Gallery Press, 1990 




Nuala Ní Dhomhnaill
Ceist na Teangan

Cuirim mo dhóchas ar snámh
i mbáidín teangan
faoi mar a leagfá naíonán
i gcliabhán
a bheadh fite fuaite
de dhuilleoga feileastraim
is bitiúman agus pic
bheith cuimilte lena thóin

ansan é a leagadh síos
i measc na ngiolcach
is coigeal na mban sí
le taobh na habhann,
féachaint n’fheadaraís
cá dtabharfaidh an sruth é,
féachaint, dála Mhaoise,
an bhfóirfidh iníon Fhorainn?



Jeśli chcielibyście posłuchać "łódeczki języka", przyjdźcie w najbliższy czwartek, 25.09.2014 do Muzeum Literatury na spotkanie z Nualą Ni Dhomhnaill.
Poprowadzi je Jerzy Jarniewicz. 

niedziela, 31 sierpnia 2014

Seamus Heaney

"Miałam szesnaście lat, kiedy spotkałam Seamusa Heaneya" - rozpoczyna jeden ze swoich najbardziej znanych wierszy Leontia Flynn, by potem zapytać "kim jednak był ten Heaney? / Podpisał się na mojej migawce, którą gdzieś posiałam".
Gdybym ja miała napisać podobny wiersz, pewnie zaczynałby się od zdania "Miałam dziewiętnaście lat, kiedy przeczytałam 'Digging'.." Piękny wiersz o trudach stawania się poetą w Irlandii lat 60-tych, wiersz otwierający pierwszy tomik poezji Seamusa Heaneya wydany w 1966 roku.
A zatem kim był ten Seamus Heaney? Irlandczyk, poeta, noblista z 1995 roku. 


Źródło: Colin Davidson
http://www.colindavidson.com/index.php?do=betweenthewords/seamus-heaney

Jerzy Jarniewicz napisał o nim:
Urodził się w Mossbawn, w Irlandii Północnej, w chłopskiej rodzinie. Był rok 1939, ten sam, w którym umarł W. B. Yeats, co niektórzy uznali za symboliczną sukcesję władzy. Miał to szczęście, że należał do "pięknej plejady", pokolenia wyjątkowo utalentowanych północnoirlandzkich poetów, jak Michale Longley czy Derek Mahon, Przyjaźnił się z nimi na studiach w Belfaście. Z tej grupy odniósł największy sukces, kiedy w 1996 r. ukazał się jego debiutancki tomik "Śmierć naturalisty" (Death of a Naturalist).

To właśnie ze "Śmierci naturalisty" pochodzi wiersz "Kopanie" ('Digging'):

Między kciukiem a palcem, przysadziste pióro
Tkwi ściśle w garści, jakby dłoń była kaburą.
Pod moim oknem - czysty i zgrzytliwy
Dźwięk ostrza szpadla, wbijanego w żwiry.
To ojciec; kopie. Patrzę z góry,
Póki napięty pałąk, grzbiet, znów się nie zegnie
Między grządkami kwiatów i dźwignie dwadzieścia
Lat temu, kiedy niósł się w tym samym rytmie pochyleń
Poprzez poletko kartofli, kopiąc. [...]
Na Boga, stary umiał obracać łopatą.
Całkiem jak jego stary. [...]
Zimna woń ziemniaczanej pleśni, plask i chlupot
Płatów mokrego torfu, zwięzły chrzęst ostrza, kiedy
Przecięło żywy korzeń - wszystko to budzi się w mózgu.
Ale nie mam łopaty, nie mogę być taki jak oni.
Między kciukiem a palcem, przysadziste pióro
Tkwi w garści.
Nim będę kopał.

(całość w oryginale poniżej)

Krytycy zgodnie uznają, że przełomem w karierze Heaneya był tomik "Północ" wydany w 1975 roku, czyli w chwili nasilenia konfliktu północnoirlandzkiego. W zbiorze tym, zgodnie z deklaracją złożoną w "Kopaniu", Heaney kopie - zarówno "przysadzistym piórem", jak i w "bagnie historii". Metafora ludzi z bagien wykorzystana w "Północy" do opowiedzenia historii Irlandii, jest silna i przejmująca. Jednym z najbardziej znanych wierszy pochodzących z tego tomu jest "Kara":

Czuję tamto szarpnięcie 
postronka na jej
szyi, wiatr
na jej nagich piersiach

ściągający sutki 
w krople bursztynu 
kołyszący kruchym
rusztowaniem żeber.

Widzę jej ciało
zatopione w bagnie 
ciężki kamień 
unoszące się drągi i gałęzie

Pod nimi była młodym 
okoronowanym drzewem 
wydobytym teraz 
jak kość dębu, szkatułka mózgu - 

jej ogolona głowa
jak ścierń czarnego zboża
oczy związane ziemistą opaską 
pętla jak pierścień

do przechowywania 
wspomnień miłości
Mała cudzołożnico
zanim cię ukarali

byłaś lnianowłosa
niedożywiona i twoja
czarna jak smoła twarz była piękna 
Mój biedny ofiarny koźle, 

kocham cię prawie,
lecz wiem, że rzucałbym
kamieniami ciszy.
Jestem podstępnym podglądaczem

odsłoniętych i pociemniałych 
zwojów twojego mózgu, 
siatki mięśni
i wszystkich porachowanych kości -

ja, kiedy stałem niemy
gdy twe zdradzieckie siostry
w czepku ze słomy
łkały pod płotem, 

który tolerowałem 
gwałt cywilizacji
rozumiem tę intymną
i dokładną, plemienną zemstę
 
 
W ostatni czwartek, 28.08, dwa dni przed pierwszą rocznicą śmierci Seamusa Heaneya, poczta irlandzka (An Post) wypuściła znaczek upamiętniający Poetę.

 
Źródło: An Post
http://www.anpost.ie/AnPost/MainContent/About+An+Post/Media+Centre/Press+Releases/2014/Celebrating+the+late+Seamus+Heaney.htm


Dziesięć dni przed śmiercią Heaney napisał swój ostatni wiersz, który poświęcił wnuczce:

In Time  

For Síofra (August 18, 2013)

Energy, balance, outbreak:
Listening to Bach
I saw you years from now
(More years than I’ll be allowed)
Your toddler wobbles gone,
A sure and grown woman.
Your bare foot on the floor
Keeps me in step; the power
I first felt come up through
Our cement floor long ago
Palps your sole and heel
And earths you here for real.
An oratorio
Would be just the thing for you:
Energy, balance, outbreak
At play for their own sake
But for now we foot it lightly
In time, and silently.

Źródło: http://www.newyorker.com/magazine/2013/12/23/in-time-3

Zarówno ten wiersz jak i najlepsze wiersze Heaneya z lat 1988-2013 ukażą się już 6.11.2014 jako "New Selected Poems 1988-2013". Będzie to kontynuacja wydanego w 2002 r. tomu "New Selected Poems 1966-1987". Rodzina Seamusa Heaneya stwierdziła, iż "po roku żałoby po stracie męża i ojca, publikacja zbioru, który będzie zawierał wybrane przez niego wiersze z późniejszego okresu kariery, będzie najlepszym hołdem, jaki mogą złożyć poecie i mężczyźnie, którego tak bardzo im brakuje".

Moim hołdem jest powrót do jego twórczości. Zaczną, jak wtedy gdy miałam dziewiętnaście lat, od 'Digging':


Between my finger and my thumb
The squat pen rests; snug as a gun.

Under my window, a clean rasping sound 
When the spade sinks into the gravelly ground:
My father, digging. I look down.

Till his straining rump among the flowerbeds
Bends low, comes up twenty years away
Strooping in rythm through potato drills
Where he was digging.

The coarse boot nestled on the lug, the shaft
Against the inside knee was levered firmly,
He rooted out tall tops, buried the bright edge deep
To scatter new potatoes that we picked
Loving their cool hardness in our hands.

By God, the old man could handle a spade.
Just like his old man.

My grandfather cut more turf in a day
Than any other man on Toner's bog.
Once I carried him milk in a bottle
Corked sloppily with paper. He straightened up
To drink it, then fell to right away

Nicking and slicing neatly, heaving sods
Over his shoulder, going down and down
For the good turf. Digging.

The cold smell of potato mould, the squelch and slap
Of soggy peat, the curt cuts of an edge
Through living roots awaken in my head.
But I've no spade to follow men like them.

Between my finger and my thumb
The squat pen rests.
I'll dig with it.







środa, 13 sierpnia 2014

The Butcher Boy

The buses were green as gooseberries and a stone pillar cut the sky. This is Dublin I says to a fellow yeah its Dublin where do you think it is for the love of Jaysus. I liked the way he said that and I tried to say it myself. Jay-zuss. Who's that over there I says to this woman and she looks at me with her mouth open. A big grey statue mouthing about something in the middle of the street and birds shiting all over his head. I thought it was the president but she told me it was Daniel O'Connell. I didn' know anything about him except he was something to do with the English and all that.

Patrick McCabe, The Butcher Boy




Daniel O'Connell statue, Dublin

czwartek, 17 lipca 2014

New Dubliners

When I first came to Dublin in the summer of 2004 the city struck me. It was unlike anything I had known before but at the same time it felt so oddly familiar... Like a place you were born to..

It was June 2004 and the city was still celebrating the Bloomsday Centenary. 
And here is a litle digression: as an English literature student I knew Joyce, I had read A Portrait of the Artist as a Young Man (and was very proud of it back then) but I didn't know Ulyssess and hence had no idea who exactly Bloom was and why the city celebrated him. 
It took me a while (half a year to read Ulysses and two weeks to savour Dublliners) to understand that the 'prick with the stick' - as Dubliners affectionately nicknamed James Joyce (or more precisely his statue in Earl Street) - simply "presented Dublin to the world".

Yes, the year 1904 was a "defining literary moment" for Dublin. Not only because of this guy...




...who spent the whole day of 16 June 1904 wandering around the city (and this one day was enough to become a literary icon celebrated in the years to come!) but also beacuse of this volume...





 .."a chapter in the moral history of my country", as Joyce himself descibed the collection written in most part in 1904-1905.
 For these two reasons June 2004 was a perfect moment for Joyce fans to visit Dublin, for Dubliners to celebrate their city and for ignorants like myself to start to discover this "oddly familiar place" and its literary representations..

A year or so later, when I was revisiting Dublin, I stumbled upon this book:




The back cover description (or blurb, if you will) says: "In celebration of the 100th anniversary of Dubliners, eleven foremost Irish authors revisit Jams Joyce's 'dear dirty Dublin' in this inspired collection of luminous, new short stories."
Sure I had to no choice but to buy the book and see how these authors "celebrate Joyce and the Dublin of our time" (as the editor Oona Frawley put it in her introduction).

Meave Binchy's "All that Matters" is probably the weakest story in the collection. It could be basically summarized like this: A teenage girl named Nessa lives in a shabby house in Dublin. She lives there with her hard-working Ma, lazy Da and two brothers. Every summer her aunt from America comes over. She is classy, cultured and she knows "all that matters". And more importantly, she is "able to reinvent Nessa". So Nessa becomes Vanessa because "all that matters is the image you create of yourself" and "if you are to ammount to anything, then you must have respect for the way you appear to others". Apart from the name, the reinvented image includes new clothes, new hair style, rearranged bedroom and a Saturday job. Oh, and some cultural outings that help Vanessa meet interesting people. Next summer the aunt is proud of her neice and the niece thinks her life without the aunt would be, oh so miserable. But then she gets pregnant. Dublin is not a place for a pregnant teenager but neither is New York. Having arrived in her aunt's apartment, Vanessa realizes that all this time her aunt has been "making up some fake existence over here in America." And it starts to dawn on her that "going home again, back to Dublin, back to Chestnut Street and to herself, that was all that mattered."
I have never been Binchy's big fan. Well, to be honest, I don't like her writing at all. Maybe it reads well for some people, but for me her lines are just so..not intriguing. Maybe the idea behind the story is good (then why does it seem so repetitive?) but the plot alone doesn't make a good story. Maybe it works like that in a novel but definitely doesn't work in a short story... "All that Matters" lacks at least one dimension, which is particularly visible in the closing passage. "Aunt Elizabeth seemed to talk in capital letters a lot", says Nessa in the beginning of the story. Reading the final epiphany, however, gives me a strange feeling that it is Meave Binchy who overuses capital letters... And I don't seem to like it.